21 października 2012

Blog Forum Gdańsk A.D. 2012 w obrazach i słowach

Kopnął mnie w tym roku ogromny zaszczyt, aby reprezentować cały zespół Politechnika Fashion na tegorocznej konferencji blogerów w Gdańsku - powszechnie już znanym Blog Forum. Mówiąc "kopnął" nie ironizuję, za to podkreślam, jak duże miało to dla mnie znaczenie: siła kopnięcia może być porównywalna z wrażeniem, jakie pozostało po ubiegłym weekendzie. Muszę przyznać, że wydarzenie to było dla mnie zaskakująco inspirujące.



Myślę, że daruję Wam opisywania krok po kroku, jak cała konferencja przebiegała. Postaram się za to w kilku(nastu) zdaniach scharakteryzować klimat BFG, aby nieco ułatwić Wam zrozumienie tego fenomenu. I nie, nie uważam, żeby określenie "fenomen" było tu nadużyciem. Szczerze myślę, że BFG to uniktowe wydarzenie na skalę krajową i już Gdańska w tym głowa, aby tradycję tego masowego zjazdu blogerów pielęgnować jak najdłużej. Nie mam też wątpliwości, że blogi mają niewyobrażalną moc jako media i jako sposób na wygłaszanie swoich opinii dla publiki całego świata. Tak, każdy blog ma zasięg globalny, nieważne, czy jesteśmy tego świadomi, czy nie.


Konferencja opierała się na cyklu wykładów i otwartych dyskusji na szeroko pojęty temat blogowania, tworzenia tekstów, projektowania stron internetowych, jak również różnych społecznych zjawisk, które są starannie pielęgnowane przez użytkowników Internetu. Żałuję niezmiernie, że siłą rzeczy omijało mnie wiele ciekawych dyskusji, bowiem prelekcje na BFG toczyły się równolegle i dlatego trzeba było wybierać między jedną a drugą. Pomóc w wyborze miała zarysowana tematyka każdego ze spotkań, a była to: Video, Content, Technologia, Współpraca, Prawo, Reklama, Interakcja i Promocja. Podsumowując: dla każdego coś dobrego, a dla niektórych wręcz tego dobrego było za dużo i z ciężkim sercem omijało się niektóre wykłady. Ogromną atrakcją całego BFG było spotkanie face to face z wieloma znanymi osobistościami blogosfery, jak również całej sieci (m. in. William Echikson z firmy Google), mass mediów, a nawet sceny kabaretowej (Pani Maria Czubaszek). Na szczęście ktoś dobrze sprawę obmyślał, bowiem nie dość, że wszystkie te prelekcje można było oglądać online na żywo przez cały weekend, to na dodatek filmy te będą dostępne na oficjalnym profilu youtube. Jednym słowem - miodzio! (również na tym skorzystam, bowiem część zajęć ominęłam ze względu na powalającą mnie na łopatki chorobę)


Oceniając merytoryczną stronę przeprowadzanych na BFG wykładów trzeba podkreślić, że ogromnie istotne było trzymanie się sedna sprawy. Jak to bywa na tym podobnych konferencjach (tj. niekomercyjnych), łatwo było ponieść fali pytań od publiczności i oddalaniu się coraz bardziej od tematu głównego danej prelekcji. I takim sposobem nieważne, czy wybieraliśmy się na spotkanie z cyklu Technologia czy Content, a może Interakcja, każde z nich sprowadzało się do jednego, ściśle określonego tematu hejtu. Było to o tyle irytujące, że naprawdę czasem odnosiło się wrażenie, że cała idea blogowania sprowadza się tylko i wyłącznie do wirtualnego obcowania z hejterami i odnoszenia się do ich zarzutów. Jeśli już prowadzącemu udało się zdyscyplinować słuchaczy i mimo wszystko opierać się ich próbom zejścia na temat hejtu, to nawet sami prelegenci mimowolnie zbaczali na tą właśnie drogę. Ci zaś uczestnicy, których sprawa krytyki aż tak bardzo nie interesowała, zdani byli wyłącznie na własną cierpliwość i wyrozumiałość względem reszty grupy. A niech już będzie.


To, co z pewnością tworzyło klimat całego wydarzenia, to zdecydowanie wiszący w powietrzu i udzielający się każdemu uczestnikowi technologiczny bakcyl. Naprawdę niesamowitym przeżyciem było spotkanie w jednym miejscu tylu ludzi, których krótko mówiąc jara pisanie bloga i którzy nie wyobrażają sobie zrezygnować z tej opcji, jaką stwarza nam cudowny wynalazek w postaci Internetu. Jako osoba, która bloguje (tu i ówdzie) odkąd tylko posiadła umiejętność korzystania z komputera, czułam się jak w raju. W końcu nie zawsze idea blogowania spotyka się z pozytywnym odzewem ze strony innych, na BFG za to dziwakiem byłby ten, kto tej formy twórczości (tak, twórczości) nie uznaje wcale. Równie miły dla oka był widok wszystkich tych maniaków na bieżąco update'ujących swoje rozliczne strony internetowe, relacjonujących każdą ciekawszą wypowiedź prelegenta czy oceniających jakość poczęstunku na forum całego facebook'a czy blogger'a. Akurat mnie osobiście informowanie wszystkich czytelników o smaku sosu do pieczeni czy koloru koszuli prowadzącego nie kręci, ale na BFG byłam w stanie wybaczyć wszystkie takie zboczenia. :) W końcu każdy z tych ludzi, których tam spotkałam, ma własną receptę na bloga, własny krąg czytelników i jak to mawiają - wolność Tomku w swoim domku, a co!

Najlepszą zaś część całej konferencji zostawiłam sobie na koniec (zarówno koniec samego BFG, jak również tego wpisu): warsztaty. Każdy uczestnik w trakcie rejestracji mógł zapisać się na dowolnie wybrane warsztaty. Przyznam się szczerze, że nie jestem w stanie powiedzieć, ile było tych warsztatów do wyboru ani czego poszczególne z nich dotyczyły, bowiem od chwili, kiedy pod jednym z nich zobaczyłam nazwisko Żulczyk, całe Blog Forum Gdańsk sprowadziło się dla mnie tylko do jednego, określonego celu: wzięcia udziału w warsztatach prowadzonych właśnie przez Kubę Żulczyka. I takim sposobem przeorganizowałam cały grafik, w pracy, aby móc zostać na BFG do ostatniej chwili, kiedy to odbywały się te zajęcia. Udało się i nie żałuję, chociaż po pustkach na sali wiem, że jestem w mniejszości. Za przeproszeniem, olać to. Naprawdę spotkanie to było dla mnie nadzwyczaj cennym doświadczeniem i nie dokonałabym innego wyboru warsztatów choćby mi obiecali Bóg wie kogo za prowadzącego.


Pewnie przeszło teraz niektórym przez myśl "co takiego mnie porwało w prelekcji pana Żulczyka?". Cóż, na pewno nie ogromna popularność tych akurat warsztatów (o czym wspomniałam przed chwileczką), ani blond czupryna prowadzącego czy też jego żywe zachęty do brania udziału w tych akurat zajęciach. Nic z tych rzeczy. Pan Żulczyk uświadomił mi kilka nadzwyczaj cennych mi faktów, o których zapomniałam przez natłok studenckich wrażeń i upływ lat. Być może niektórzy obecni na tamtym spotkaniu pukają się teraz w czoło, uważając (być może nawet słusznie), że nazbyt uduchowiłam całe to wydarzenie, ale powtórzę raz jeszcze: olać to. Podobnie jak każdy mógł na bieżąco tweetować wszystkie nawet najbardziej błahe sprawy z BFG, tak ja mogę się najzwyczajniej jarać możliwością brania udziału w tzw. "Warsztatach defetystycznych". A żeby Wam życie ułatwić - klik.