8 lutego 2014

„są królewską drogą do nieświadomości” i seksualności

Śniło mi się dzisiaj, że wykładowca zamknął mnie w jakiejś uczelnianej kanciapie, co uniemożliwiło mi napisanie egzaminu, a także przejścia na kolejny semestr. Z pewnością wszystko jest w porządku, zero stresu, mnóstwo snu, komfort psychiczny, a także ten ogólny życiowy - na plus. Do tego stuknęła mi dwudziestka w dzień egzaminu z matematyki, przyznam, że zabawa z rozkładem Bernoulliego nie jest moim wymarzonym sposobem na celebrację, co zrobić. Na szczęście pojawiło się kilka przyjemnych przerywników, lambrusco tuż po północy, piwka owocowe z jednym winogronem, do tego pycha ciasto, niczym gofr z kretem. Mimo tych wspaniałości, o których pomyśleli mili ludzie, ryzykując i drażniąc zaliczenia, które mogą się odpłacić kleską, miałam i wciąż mam w głowie jedną jedyną cudowną wspaniałość, o której nieustannie marzę. Otóż moja główna potrzeba jest zdecydowanie bardziej prymitywna, oddałabym wszystko za większą porcję snu na dobę w prezencie. Nie ja jedna, co? Sen, cudowny wynalazek, błogi stan naszego układu nerwowego, którego charakteryzuje zniesienie świadomości i bezruch. Żadne wspaniałe kombinacje świata nie zastąpią mi tej nieopisanej mocy snu, regenerującego, relaksującego, umożliwiającego funkcjonowanie specyfiku. To niezwykle istotna kwestia, przesypiamy w końcu 1/3 swojego życia. Najbardziej intrygującym mnie aspektem spania jest opcja śnienia. Te swoiste zlepki wrażen zmysłowych, obrazów, dźwięków, myśli, emocji, gdy zamkną nam się oczy, niesamowita sprawa, owiana tajemnicą, mimo ciągłych badań naukowców.


Uwielbiam mieć marzenia senne, abstrahując od tych sporadycznych koszmarów, jak ten dzisiejszy, pełen złych wrażeń, szczególnie wzrokowych: zniekształcona twarz prowadzącego, dźwięk, jakby cierpiał na zapalenie krtani, właściwie fakt niezaliczenia semestru był najprzyjemniejszym punktem całej wizji. Przez nasze sny może przemawiać wiele - nasze lęki, pragnienia, zmartwienia. Istnieje wiele teorii, iż sny istnieją po to, aby dostarczyć człowiekowi nowych pomysłów i koncepcji, bądź, że są częścią systemu w mózgu, który porządkuje myśli oraz usuwa te, które są niepotrzebne. O zgrozo, gdybym miała realizować pomysły z moich słów, sfiksowałabym w psychiatryku tłukąc rytmicznie głową w poręcz łóżka. Usuwanie zbędnych myśli byłoby całkiem pożyteczne, więc dlaczego wciąż myślę o tym konkretnym egzaminie i kanciapach na mojej uczelni? Może dlatego, że egzamin jest jutro, nie nie, pewnie nie. Tak czy siak, opcja wymazywania wyśnionych zmartwień byłaby wielce praktyczna. Teorią, która wydaje się być najbardziej prawdopodobna to ta freudowska. Według niej sny są projekcją naszych żądz, facet ma na koncie ogromny kawał dobrej roboty w tej dziedzinie, ten słynny psychiatra poprzez analizę snów odważył się snuć refleksje o człowieku, dowodząc tożsamości podstawowych struktur ludzkiego myślenia. Twierdził, ze warto się nimi zajmować, według niego ukrywają one nasze utajone życzenia, „są królewską drogą do nieświadomości”. Jego twórczość uwzględniała w dużym stopniu aspekt seksualności. Jakby inaczej, wszędzie trzeba dziabnąć tę istotną kwestię, ma widocznie wpływ na wszelkie dziedziny. Otóż sny erotyczne należą do tych dość powszechnych, często budzących w nas uczucie wstydu, mimo że wcale nie oznaczają rozwiązłości, nieopanowanego pożądania i podobnych „skaz” jakie moglibyśmy sobie przypisać. Skaza, to chyba wyjątkowo nieodpowiednie słowo, niech stracę. Mimo powszechnej zasady „nie mów nigdy publicznie o czymkolwiek związanym z seee, bo nie wypada” wśród młodych kobiet w bliższym gronie temat ciekawych erotycznych wizji podczas śnienia wcale nie jest tematem tabu, wręcz przeciwnie, jest zalążkiem interesujących konwersacji i dużej dawki śmiechu. Szczególnie, gdy zestawienia faktów są znacznie kontrastujące, a brak logiki osiąga apogeum. Ach tak, brak logiki to zdecydowanie domena snów.


Wspomniany wyżej Pan Zygmunt przyczyn erotycznych ekscesów w marzeniach sennych, upatrywał się przede wszystkim w niezaspokojonym popędzie seksualnym (nie mylić proszę z nieopanowanym pożądaniem), stąd skoncentrował się skubany na rozszyfrowywaniu seksualnej treści symboli sennych. I tak wszelkie przedmioty o wydłużonym kształcie, laski, pnie drzew, parasole, broń podłużna, noże, sztylety mają wyobrażać męski członek. Natomiast puszki, pudełka, skrzynie, szafy, piece, jaskinie, statki odpowiadają kobiecemu ciału. Jako częste symbole samego stosunku wymieniał Freud latanie, jazdę pociągiem, czy wchodzenie po drabinie i schodach. Osobiście jestem trochę zszokowana tym podpunktem jego wniosków, naprawdę gdy we śnie strącam parasolem puszkę piwa stojącą na schodach, to potrójnie niezaspokojony jest mój popęd? Cieszę się, że nie śnię o puszce na schodach strącanej parasolem. Możliwe jest, iż seks się przedostaje do krainy snów właśnie w postaci symboli. Gdy pojawia się jednak bezpośrednio, bezczelnie, bezpruderyjnie, nie musimy się zadręczać o swoją seksualność. Sam akt oznacza, iż łatwiej akceptujemy swoje własne pragnienia i urazy na tle seksualnym. Sny erotyczne mówią nam także, przed jakimi wyzwaniami stajemy i jak przebiega nasz rozwój. 


Śniąć, nie śniąc, wierzmy lepiej w bycie rozwiniętym. Oczywiście istnieją także tezy, że erotyka senna stanowi sugestię samego aktu płciowego, od przeróżnych wniosków i teorii aż się roi. Sęk w tym, iż każdy sen, w którym pojawiają się treści seksualne, można interpretować na wiele sposobów. Autor wizji sam decyduje, która z tych interpretacji jest najbardziej adekwatna, uwzględniając co w danym śnie było szczególnie uderzające i dosadne. To rozsądne. Teraz, w tym momencie, myślę sobie, że mój dzisiejszy sen wcale zły nie był, mogło być znacznie gorzej... I interpretuję swoją NIEerotyczną wizję tak, że jeśli natychmiast się nie wezmę za naukę, to będę w czarnej pupie.