31 marca 2014

Ania

Wiosna na dobre zadomowiła się w Gdańsku, a wraz z nią poza falą ciepła przyszła jeszcze inna fala - fala rozmów kwalifikacyjnych. O tej porze roku studenci bardzo żywo interesują się różnymi ofertami, w końcu wakacje coraz bliżej, a nie wszyscy spędzają je w podróży;) Ania, którą Wam dzisiaj przedstawiamy, została przez nas sfotografowana w tak klasycznym stroju właśnie ze względu na okazję - tego dnia była umówiona na rozmowę o pracę. Mamy nadzieję, że poszło gładko i dziś, czytając ten wpis, jest już szczęśliwą zatrudnioną;)

Ania, studendka IV semestru Bachelor in Management na wydziale ZiE
26 marca 2014

Dear blog: Happy Anniversary!

Jak zapowiadaliśmy Wam za pośrednicwem naszego fanpage'a (KLIK!), nasz projekt, czyli nasz blog, obchodzi swój okrągły jubileusz:) Post, który właśnie czytacie, jest dokładnie 200. w historii naszej działalności. Do tej pory nie obchodziliśmy w żaden sposób wszelkich rocznic (teoretycznie blog powstał w październiku 2011 roku, ale dokładnych urodzin nie ustalono), jednak tym razem, pod wpływem wiosennej aury i generalnej radości (hehe) postanowiłyśmy zaszaleć:) Imprezy (jeszcze) nie było, zamiast tego mamy dla Was specjalny, jubileuszowy post numer dwieście. Zwykle jesteśmy schowane za obiektywami naszych aparatów i to Wy, drodzy Czytelnicy, jesteście na pierwszym planie. Tymczasem właśnie z powodu jubileuszu postanowiłyśmy zrobić coś totalnie szalonego i napisać post o nas, o ekipie projektu Politechnika Fashion. Takie z nas krejzi dziołchy:)


23 marca 2014

Mali wielcy i zwykli wyjątkowi, a wszyscy prawdziwi

Dzisiejszy tekst może zostać potraktowany jako "product...", a raczej „program placement”, ale trudno – nie mogę dłużej milczeć w tej sprawie:)

Z natury nie jestem łatwym materiałem do wzruszania. Nie ujmie mnie za serce ckliwa historia o utraconym bliskim, wielkiej miłości czy o życiowym przegranym, który teraz żebrze pod dworcem. Co innego, gdy ten utracony bliski czy ukochany to pies, a obok życiowego przegranego leży jego schorowana psina (wówczas prędzej kupię karmę, niż podaruję żebrakowi pieniądze). Właśnie dlatego nie odważyłam się do tej pory obejrzeć filmu „Hachiko”, bo obawiam się, że moja psycha po prostu tego nie udźwignie. Ale dziś nie o tym…

Tak więc nie jestem zbyt podatna na niektóre ludzkie historie, co wynika być może z mojej nieufności. Jak wiadomo, telewizja, a dokładniej szeroko pojęte talent shows, są bardzo sprytnym narzędziem, za pomocą którego stacje trafiają do serc, a docelowo do portfeli widzów. Stąd tak wiele w nich wzmianek o rozwodach , o wypadkach, o biedzie, o chorobach i głodzie – wszystko to, aby poruszyć tłumy i nakłonić do dalszego oglądania programu, który zwykle w kolejnych odcinkach zaczyna wyciągać z ludzi coś więcej niż tylko emocje, czyt. smski, telefony, głosy. Szczególnie  irytują mnie  zapowiedzi uczestników przed ich właściwymi występami, bo kładzie się w nich nacisk na tragiczne wydarzenia z życia danej osoby, przedstawiane zawsze z wielkim patosem. I nagle z talent show robi się trauma show – im tragiczniejszy los, tym lepszy, tym łatwiejszy do sprzedania. Prawdziwe, niezwykłe umiejętności idą na bok. Liczy się tylko to, aby widz szlochał i wzdychał na myśl o tym ogromnym dramacie. Przez to naprawdę utalentowani, młodzi ludzie są oceniani przez pryzmat ich rzekomo traumatycznych przeżyć. Najlepszy przykład to jeden z uczestników You can Dance, który dosłownie w KAŻDYM odcinku opowiadał o tym, jak to utrata palca uniemożliwiła mu karierę tancerza (wtf?!). Rozumiem powagę sytuacji, nikomu nie życzę takiej straty, no ale bez jaj, ja chciałam oglądać go na parkiecie, a nie na kozetce u terapeuty. Jednak tak właśnie działa telewizja, a ja jako wolny człowiek mogłam zrobić tylko jedno – zmienić kanał.

22 marca 2014

Agata

Zanim ktoś pomyśli: "wciąż publikują te same twarze, pewnie to ich znajomi, ale żenada", możemy zapewnić, że częstotliwość pojawiania się u nas na blogu Agaty jest wynikiem czystego przypadku. W ubiegły poniedziałek, kiedy zdjęcia zostały wykonane, dołożyłyśmy WSZELKICH starań, aby odnaleźć kogoś na kampusie w miejscu innym niż okolice GG. Jednak, jak już skarżyliśmy się za pośrednictwem naszego fanpage'a, tego dnia cały obszar PG totalnie opustoszał. Byłyśmy zatem zmuszone udać się pod Gmach Główny, gdzie prawdopodobieństwo spotkania kogoś jest największe. I takim sposobem wpadłyśmy na Agatę i nie omieszkałyśmy sfotografować jej po raz kolejny:)

Agata, studentka VI semestru Architektury
16 marca 2014

Bal Inżyniera WILiŚ

Gdy dawno temu usłyszałam, że niektóre wydziały Politechniki swój bal inżyniera wedle tradycji mają w Gmachu Głównym, wiedziałam, że przy pierwszej okazji muszę wziąć w którymś z nich udział - w końcu jestem pierwszą fanką tego budynku (i wciąż liczę na to, że powstanie ten cały fanpage "jaram się gmachem głównym"). Dlatego też wczoraj, odpicowana w sukienkę i szpilki, czyli dość niecodzienny uczelniany strój, popędziłam wieczorem na Polibudę, aby przekonać się na własnej skórze, jak to śmiesznie jest bawić się w salach, które na co dzień kojarzą się tylko ze żmudnym studiowaniem:) Ale było warto, to bardzo śmieszne uczucie, gdy w trakcie imprezy, widząc na około już same rozweselone, mocno podchmielone (ehe) twarze, uświadmić sobie, że tak naprawdę znajdujemy się przy Auli PG, a pod białymi obrusami zamiast stołów znajdują się starożytne już ławki z sal Arch-u:)


15 marca 2014

Maja

Z okazji Dnia Kobiet na Politechnice z roku na roku organizowanych jest coraz więcej eventów, które mają być atrakcją dla całej tej ogromnej rzeszy pań, które studiują na naszej uczelni. Kobiety nie ukrywają, że ten trend bardzo im się podoba i chętnie biorą udział we wszystkich tych wydarzeniach. Moda przychodzi i odchodzi, ale kobiecość zawsze jest na topie:)

Maję "przyłapaliśmy" właśnie podczas jednej z zeszłotygodniowych akcji.

Maja, studentka VI semestru Fizyki technicznej na wydziale FTiMS
14 marca 2014

"Which seat can I take", a więc piątek, piąteczek, piątunio!

W zeszłym semestrze bardzo polubiłam Polibudę – mój weekend trwał całe 4 dni, bo zarówno poniedziałki, jak i piątki, miałam wolne (co z uwagi na studia na dwóch kierunkach, w tym jednym w trakcie dyplomowania, wydawało mi się totalnym ewenementem). Myślałam, że lepiej już nie będzie, bo czy uczelnia może mi zaoferować coś lepszego niż całe cztery dni laby w siedmiodniowym tygodniu? Wraz z nadejściem nowego semestru i związanym z nim nowym planem, Polibudę polubiłam jeszcze bardziej i wiem już, że jednak jest coś lepszego, co może mi ona zaproponować – to brak wolnych dni w tygodniu i powrót do klasycznej koncepcji „weekendu”. Tak serio, serio.

7 marca 2014

Pan na B i lista wierzęw-ów

W imię ojca i syna. Wierzę w ojca i syna. I w matkę, wierzę w ludzi. Owa wiara czyni mnie może naiwną, może głupią, pewnie jedno i drugie, nieistotne, ludzie głupi i naiwni są szczęśliwsi. Przeczy to panującym poglądom, iż istoty ludzkie są bezwględnie złe, nie można im ufać, nie zmieniają się na dobre ot tak. Niech przeczy. Owszem, pełno okropieństw wokół nas, jak nie Trynkiewicz, to Janukowycz, jak nie Janukowycz to Putin. Polityka i niusy z kraju to kwestia niezmiernie mej osobie daleka, ale cudem udało mi się wychwycić te kilka obcych nazwisk. Zapisując je sobie na szybkiego w Notatniku Słów Nieznanych i Bezwartościowych, zaplanowałam się tutaj pochwalić swoją spostrzegawczością i aktywnością społeczno-polityczną. Okoliczności nie sprzyjają wierze w ludzi, jednak ona twardzielka wciąż istnieje, nie zamierza mnie opuścić. Ludzie to pikuś. Wierzę w duchy, wierzę w dobro, wierzę w szczęście, wierzę w moc siemienia lnianego, wierzę w podróże w czasie, wierzę w przyjaźń do grobowej deski, wierzę w przesądy,  wierzę w magię muzyki i sztuki, wierzę w naukę, przede wszystkim. Po przelaniu na papier całej mojej listy wierzęw-ów nie zobaczylibyście już nigdy na własne oczy żadnego drzewa na globie. To idiotyczne, myślicie sobie, szczyt naiwności i niedojrzałości. Jednak wiara w owe, uznajmy przyziemne, kwestie jest wielce istotna, nie wierząc w ludzi, jak mamy uwierzyć w kwestie pozaziemskie, tak bliskie naszej kulturze? Kim jest więc dla nas Pan na B, znacie Go? Czy znajduje się na samej górze listy naszych wierzęw-ów?


5 marca 2014

Ewa

Nie będę ukrywać, że Ewy nie znam osobiście, bo znam i właśnie dlatego się tutaj pojawia - ilekroć się widzimy nie mogę oderwać wzroku od jej pięknych włosów:) Dzisiejsza wietrzna pogoda cudownie podkreśliła ich walory estetyczne (ehe), zatem nie trudno będzie Wam zrozumieć, co mnie w nich tak urzeka:)

Ewa, studentka II semestru Biotechnologii na Wydziale Chemicznym