31 stycznia 2014

"Hejterów zjadam na śniadanie", czyli o codziennej diecie Polaków

Wsiadając dwa tygodnie temu na pokład Airbusa a320 byłam pewna, że nadchodzących kilkadziesiąt godzin staną się dla mnie inspiracją do rozważań na temat istoty monarchii, sprawnego metra czy zakupów w Primarku (ehe), a tymczasem najważniejszy wniosek wypływający z mojej krótkiej podróży nawet w minimalnym stopniu nie nawiązuje do tych kwestii. Kontynuując swoje rozważania także po powrocie stawiam sobie dziś pytanie: gdzie kończy się poczucie humoru, a zaczyna hejterstwo?

Rolowanie w wykonaniu Nataszy
W myślach pytałam o to już nie raz i nie miało to związku z egzotycznymi podróżami na wyspy brytyjskie. Codziennie na fejsbukowej ścianie pojawia mi się mnóstwo memów, śmiesznych filmów, linków do artykułów, część z nich udostępniają moi znajomi, część różnego typu fanpage. Przeważnie wszystkie te żarty odnoszą się do polskiego szółbiznesiku i mają charakter typowo prześmiewczy – a to Natasza polizała umywalkę, a to ChodaKOŃska znowu udostępniła jakiś sekciarski post na swojej tablicy. Znakomitą dawkę humoru dostarcza pudelek – i to nie ze względu na swoje zgryźliwe artykuły o celebrytach, ale z uwagi na komentarze internatów, którzy nie pozostawiają na bohaterach wpisów suchej nitki. Dla mnie te wszystkie memy, plotki i przede wszystkim wypowiedzi komentujących są dzienną dawką humoru i się z tym nie kryję, ba, nie raz kliknę nawet „Lubię to” pod wyjątkowo zabawnym komentarzem, aby wyrazić swoją wdzięczność na chwilę uśmiechu. Czy to czyni ze mnie hejtera?

Magda Gessler, gwiazda setki memów, szczególnie zasłynęła duetem z Taylor Swift (film poniżej)


Punktem wyjścia do tych rozważań była właśnie wizyta w Londynie. Nie wiem, jak Polaków odbierają przyjeżdżający do naszej Ojczyzny turyści, ale moje wrażenia nt. Anglików są zdecydowanie pozytywne. Pomimo niedawnej wypowiedzi ich premiera i generalnemu poirytowaniu nadmiernym namnożeniem się naszych rodaków na wyspach, tamtejsi mieszkańcy są naprawdę uprzejmi dla takich szarych ludków-turystów, jak ja. Ilekroć wyciągałam na ulicy mapę, pragnąc spełnić się w roli wzorowego przewodnika dla pozostałych uczestników wycieczki, od razu na horyzoncie pojawiał się jakiś wielkoduszny Brytyjczyk i ze swoim cudnym akcentem (który brzmi jak najpiękniejsza melodia dla moich uszu) od razu pytał „Are you lost? Can I help?”. Zadziwiona taką postawą zwykle do odpowiedzi zbierałam się kilka długich sekund, ale w końcu umiałam wydukać z siebie chociaż krótkie „No, thank you”. Sytuacja powtórzyła się parokrotnie, a każda kolejna była dla mnie szokiem, jakby była tą pierwszą. Chociaż staram się wykazywać chociaż minimalnie patriotyczną postawę, to ciężko mi sobie wyobrazić Polaka, który w ten sam sposób potraktowałby zagubionego turystę. Ok, może zapytani wskażemy drogę (może nawet odpowiemy piękną, poprawną angielszczyzną), ale tak sami z siebie? Wątpię. 

Sarah Jessica Parker jako koń...

... i Justyna Steczkowska jako pies - więcej zdjęć KLIK!

Idąc dalej tym tropem pomyślałam właśnie o tym naszym nieszczęsnym hejterstwie. Od dwóch lat pojawiam się na Blog Forum Gdańsk i od dwóch lat jednym z głównych tematów jest właśnie temat hejtu, który zdaje się wymykać spod czyjejkolwiek kontroli. Każdy z nas korzystając z takich czy innych portali społecznościowych lub informacyjnych jest świadkiem tego zjawiska: Polacy uwielbiają czytać o znanych osobach i z namiętnością godną największego pasjonata komentują te nowinki, zwykle nie oszczędzając ironii, sarkazmu i potwornej zgryźliwości, często przeplatając to niewybrednymi przekleństwami. Osobiście rzadko kiedy poświęcam czas komentowaniu takich wpisów, bowiem dużo większą frajdą jest dla mnie ich czytanie – im zgryźliwsze, tym lepsze. I nie mówię tu broń Boże o komentarzach składających się tylko z epitetów powszechnie uważanych za niecenzuralne, chodzi mi raczej o umiejętność konstruowania przez Internautów wyjątkowo sarkastycznych i uszczypliwych wypowiedzi, które trafiają zwykle w najczulszy punkt danej ofiary. Tak, bawią mnie te wpisy, nie raz śmieję się do rozpuku i się z tym nie kryję. Ale czy to tylko nasza, Polska domena? Spotkałam się już z opiniami, że taka fala internetowej nienawiści (ja raczej wolałabym nazywać to „falą internetowej złośliwości”) tylko w naszym kraju osiągnęła tak horrendalne wymiary. Czy taki uprzejmy Brytyjczyk, niosący pomoc zagubionym turystom czy uśmiechający się do przechodniów, w wolnym czasie przemierza internetowe witryny dając upust swojej wrodzonej zgryźliwości? Wiem, że memy nie mają swojego początku w Polsce, ale może faktycznie jest z nami coś nie tak, że uczepieni jednej osoby publicznej (bo to one zdają się być celem numer jeden wrednych komentujących) potrafimy zmieszać ją z błotem, ukrzyżować tysiącem niesamowicie złośliwych wpisów i milionami lajków pod nimi?

Ewa Chodakowska (ps. Chodakońska) - ostatnia ofiara polskich hejterów

To jest właśnie moja zagwozdka: gdzie kończy się poczucie humoru, a gdzie zaczyna hejterstwo? Kiedy z anonimowego internauty, który lubi pośmiać się z zabawnych kwejków, staję się jednym z tych podłych, bezdusznych hejterów? Pewnie któryś z nich powiedziałby, że ci wszyscy celebryci powinni mieć do siebie dystans, skoro pojawiają się na co trzeciej okładce i co drugiej ściance. Że powinni być gotowi na te wszystkie ironiczne wypowiedzi, bo przecież sami się pchają na piedestały. Ale czy na pewno? Mam wrażenie, że ta cała nasza narodowa fala złośliwości jest coraz silniej nakręcana przez każdy kolejny mem i każdy kolejny komentarz na Pudelku. Hejterzy są coraz bardziej bezczelni i czepiają się coraz to bardziej oddalonych od centrum uwagi osób. I chociaż dla mnie są źródłem dziennej dawki serotoniny, to jednak zdaję się być coraz bardziej świadoma tego, ile jadu codziennie przelewane jest do Internetu. I nawet ja, będąc jedynie niemym świadkiem tego zjawiska, w jakiś sposób nakręcam tę machinę, chociażby tym głupim kliknięciem „Lubię to!”. 

Kasia Tusk i pozostałe szafiarki - ulubiony cel internautów w 2013 roku (szczególnie polecam mem z mózgiem Charlize Mystery)

Może gdyby każdy z nas ograniczył liczbę tych kliknięć, wkrótce hejterzy by odpuścili? Może ocaliłoby to chociaż kilku celebrytów, którzy już teraz są na skraju wyczerpania? Może. I chociaż ta zbawienna misja zdaje się mieć wyjątkowo szczytny cel, to jednak musi jeszcze trochę poczekać. A dlaczego? Przecież dziś pierwszy dzień sesji, która jak wiadomo, daje studentom mnóstwo czasu na hobby, w tym także tworzenie nowych memów. A wszystkim celebrytom zmęczonym wiecznym wyszydzeniem mogę powiedzieć tylko jedno: „peszek”.