26 kwietnia 2014

Fastnałóg i przeprowadzka do Bhutanu

Wygrzewam się na balkonie, karygodne. Do plaży spacerkiem aż siedem minut, szczyt lenistwa, nie, wyjątkowo nie. Na piasku jednak dziwolągi nie umieścili gniazdek, bym mogła sobie podłączyć swojego kochanego mobilnego i stukać w klawiaturę. Dopiero tutaj, na tym pseudo leżaku, słoneczne promienie uświadomiły mi, jak bardzo ludzkość XXI wieku wplątała się w błędne koło.
Piątek

Jak kiedyś ją uwielbiałam, to obecnie doprowadza mnie do szału, cholerna melodyjka. Cholerny budzik. Budzik? O kurde, trzeba podnieść tyłek i zwlec się z łóżka! Ależ cudowne słońce za oknem. Czekaj, co ty pokazujesz, 8, naprawdę? Dwie godziny temu miałeś brzęczeć ty bezużyteczny gracie. Aaa, brzęczałeś co pół godziny od  dwóch godzin, brzęcz więc głośniej. Szczoteczka w jednej ręce, w drugiej skarpetka, z dziurą, a dziurom dziękujemy. Szczoteczce też, wylatuje z dłoni, gdy grzebię w szufladzie w poszukiwaniu mniej felernych okazów. Biegnę na kolejkę we fioletowych skarpetach z małpą i suszoną śliwką w buzi. 

 Co to za wielka budowlana rozpierducha z betonu? Nowy-nowoczesny-nowatorski dworzec, budują, żeby Sopot był bardziej innnnnowacyjny. Jeszcze wczoraj widziałam ten stary z kolorowym grafitti, trochę śmierdziało wewnątrz moczem. Co oni się tak spieszą z budowaniem! Lepiej wolniej, a porządnie. Ale wagony mogły by być szybsze, ciągną się jak smród po gaciach, przypominając stary dworzec. Maszynistę pozwę o niepoprawny flegmatyzm, nikt nie ma tyle czasu! No nic, pouczę się mechaniki budowli, 30 minut przed sprawdzianem, świetna pora. Niech to szlag, nie wzięłam sprawozdania z wczorajszych laborek, na których zresztą ubrudziłam cementem swój płaszcz. Pralnia do 16, mózgu nie bądź pralką, nie memłaj myśli, pamiętaj o płaszczu, pięknie proszę. 

Wchodzę do sali i przepraszam za spóźnienie. Nikt nie zwraca uwagi, zwróciliby pewnie, gdybym była punktualnie. 7 godzin zajęć, już minęło? Norweski, Skandynawio, już nadchodzę, nie napisałam opowiadania o Larissie, będącej w sklepie i płacącej za jedno jabłko seks kroner- 6 koron, niezła ze mnie poliglotka, co? Gdybyś się zaczęła uczyć, byłabyś najlepsza w grupie, a tak jesteś przeciętniakiem. A będę sobie przeciętniakiem, nie mam czasu. Rano maszynista musiał podsłuchiwać, wraz z dotknięciem drzwi kolejki, wyrusza, wypinając mi swoje pociągowe pupsko. Wchodzę do gabinetu endo, proszę tylko powiedzieć czy wyniki są lepsze, muszę szybciej wyjść. Nie są? Szkoda, dziękuję, do następnego. Tarabanię się znów w kolejce, wspaniale, że zaczęłam jazdy, znaczy dla mnie wspaniale, dla pieszych katastrofa. A koncert poczeka, artysta na pewno dostał wiadomość- poczekać na Lozę- czasową niedorajdę. A niech to, nie dostał! Wkraczam więc z aparatem na końcówkę, pada bateria, zapomniałam naładować. Taki ze mnie profesjonalny fotograf, jak z koziej dupy trąba. O 23 docieram do domku, herbata, wanna, łóżko - I ZNOWU NIC NIE ZROBIŁAM, ZROBIĘ JUTRO. A, i mój płaszcz...


Piątek, srątek, czy niedziela, dzienny harmonogram wygląda podobnie. Wasz także, nie udawajcie, że nie. Może nieco inna kolejność, z niewielką modyfikacją, ale w ciągłym pośpiechu. Trąbią wszędzie o fast foodach, że są bardzo niezdrowe i niebezpieczne. Zgadzam się w pełni, chrupanie zaschniętego domestosa o smaku kurczaka nie jest wybitnie odżywcze. Ale nadchodzi znacznie większy problem typu fast. Fast life, to jest teraz głównym utrapieniem naszych czasów. Żyjemy na najwyższych obrotach, pragniemy zdobyć jak najwięcej. Łapczywie poszukujemy doświadczenia, przygód, pracy, wiedzy, pieniędzy, a także ludzi. Jedna żona nie wystarczy, trzeba mieć kochankę, dwie, a może też kochanka, byleby skończył już 16 lat, w więzieniu przytulnie nie jest. Myśl, że pośpiech, by nadążyć za uciekającym czasem daje nam szczęście, bywa pozorna i wielce zgubna. 

          
Odważę się określić tę przypadłość chorobą niedoczasu. Nie są to tylko bezpodstawne i bezsensowne domysły blondynki z głową w chmurach, tę samą nazwę przypisał jej pewien amerykański lekarz. To swoiste uzależnienie. Życie w biegu jest jak łóżkowe ekscesy dla seksoholika. Wydaje się nam, że prędkość równa się jakości, przecież szybciej, więcej, musi znaczyć lepiej, no jak nie, jak tak! Dla nas- politechnicznej społeczności, sens logiczny, matematyczny, ekonomiczny jest zachowany. Skoro więc mamy tę świadomość, to tak sobie żyjemy, łapu capu, prędko, dużo. Po chwili okazuje się, że pałamy miłością do szybkości, mamy obsesję by łapać tysiąc srok za ogon, wychwytywać z możliwości codzienności jak najwięcej. Mnie się wydawało zawsze, że o to przecież w życiu chodzi, co ja mam się ślimaczyć przez swoją egzystencję, chcę żyć intensywnie. Tyle że teraz, nie do końca żyję, a się spieszę, czasowniki żyć i spieszyć są synonimami. I nie pałam do tego już miłością, pieprzę pośpiech, ale on nie chce pieprzyć mnie, uzależniłam się. Ciężko dokonać zmiany, jednak wytrwałość kiedyś popłaci, starania dadzą efekt. Będę wolną od nałogu prędkości babką, gdzie przymiotnik wolny nabiera dwóch znaczeń.


Od tej wszechpanującej epidemii fast life uchowała się pewna społeczność, farciarze. Mieszkańcy Bhutanu, małego państewka w Himalajach, odcięci od świata, a tak naprawdę odizolowani od cywilizacyjnego zagrożenia, mogą być dumni z tego, gdzie żyją. To jedyny kraj, w którym dobrobyt ludzi – Szczęście Narodowe Brutto – jest oficjalnym celem polityki. Żadne PKB, PNB, PNB per capita, o co chodzi, się pytam. Szczęście Narodowe Brutto oznacza podejście do rozwoju, w którym czas to życie, a pieniądze to… brak czasu – tłumaczy tamtejszy minister. Coś niesamowitego. Nic dodać, nic ująć, brak słów. Z pewnością wpływa to na niezbyt efektywną gospodarkę, ale idea tak czy siak jest piękna. Niech Pan Donald weźmie przykład, u nas i tak nie ma gospodarczych szaleństw. Niedoczekanie, a ja niedo-czekania i niedo-czasu mam dość. Pakuję kilka bliskich mi osób i przeprowadzam się do Bhutanu. Kto z Was, nałogowce, chce moje mieszkanie z niewielkim dobytkiem?:)